Kilka faktów

Script Pro jest kontynuacją konkursu Hartley-Merrill, którego pierwsza edycja odbyła się w 1992 roku. Zwyciężył wtedy Andrzej Dziurawiec tekstem pt. „Judasz ze Lwowa”.

Od 11 lat za organizację konkursu odpowiada Szkoła Wajdy, która siedem lat temu przemianowała nazwę na Script Pro i związała wydarzenie z Festiwalem OFF Camera.

Każdego roku do rywalizacji o nagrodę główną przystępuje od 150 do 250 scenariuszy, które najpierw filtruje komisja selekcyjna, a następnie jury wybiera 10 finalistów. W ostatniej edycji zwycięzcę, którym okazała się Marta Konarzewska („Włast”), wytypowali: Anna Waśniewska-Gill, Małgorzata Jurczak, Małgorzata Szczepkowska-Kalemba, Michał Komar i Maciej Sobieszczański.

Pula nagród wyniosła 65 000 zł. Niestety w najnowszej edycji, jak dotąd, zapowiedziano jedynie nagrodę główną w wysokości 15 000 zł.

Według słów organizatorów powstało 26 filmów (ja doliczyłem się 27) na podstawie wyróżnionych scenariuszy, a kolejnych 8 jest w produkcji.

 

Warto przypomnieć sobie te filmy i ich autorów:

Tytuł:Scenarzysta:Reżyser:

Script Pro:

„Bandyta”Cezary HarasimowiczMaciej DejczerZwycięzca 1994
„Tam gdzie żyją Eskimosi”Tomasz Wiszniewski i Robert BrutterTomasz WiszniewskiZwycięzca 1996
„Bajland”Henryk DederkoHenryk DederkoZwycięzca 1998
„Stacja”Piotr WereśniakPiotr WereśniakZwycięzca 1999

„Komornik”

Grzegorz ŁoszewskiFeliks Falk

Zwycięzca 2003

„Z miłości”

Anna JadowskaAnna Jadowska

Zwycięzca 2005

„Zdjęcie”

Maciej AdamekMaciej Adamek

Zwycięzca 2006

„Rozmowy nocą”

Karolina SzymczykMaciej Żak

Nagroda specjalna 2006

„Tamagotchi”

Marcin Wrona i Grażyna TrelaMarcin Wrona

Zwycięzca 2007

„Ki”

Paweł FerdekLeszek Dawid

III miejsce 2007

„Letnie przesilenie”Michał RogalskiMichał Rogalski

Zwycięzca 2008

„Lęk wysokości”

Bartosz Konopka i Piotr BorowskiBartosz Konopka

III miejsce 2009

„Daas”

Adrian PanekAdrian Panek

Finalista 2009

„Wyjątkowo chłodny kwiecień”Michał OtłowskiMichał Otłowski

Finalista 2009

„Jesteś Bogiem”

Maciej PisukLeszek Dawid

II miejsce 2010

„Ostatnia rodzina”Robert BolestoJan P. Matuszyński

Finalista 2010

„Mur”

Dariusz GlazerDariusz Glazer

Zwycięzca 2012

„Zgoda”

Małgorzata SobieszczańskaMaciej Sobieszczański

III miejsce 2012

„Carte blanche”

Jacek LusińskiJacek Lusiński

Finalista 2012

„Córki dancingu”

Robert BolestoAgnieszka Smoczyńska

Finalista 2013

„Słowo”

Anna Kazejak i Magnus Van HornAnna Kazejak

Finalista 2013

„Bogowie”

Krzysztof RakŁukasz Palkowski

Finalista 2013

„Plac zabaw”

Bartosz Kowalski i Stanisław WarwasBartosz Kowalski

Zwycięzca 2014

„Dziura w głowie”

Piotr SubbotkoPiotr Subbotko

Finalista 2014

„Odpady”

Paweł MaślonaPaweł Maślona

Finalista 2014

„Red planet, white flag”

Jarosław Marszewski

Jarosław Marszewski

Zwycięzca 2015

„Zabawa, zabawa”Kinga Dębska i Mika DuninKinga Dębska

III miejsce 2017

Jak widać na liście znalazło się wiele filmów, które w ostatnich latach zdobyły uznanie zarówno krytyków („Ostatnia rodzina” – m.in. Złote Lwy w Gdyni, „Córki dancingu” – m.in. nagroda specjalna jury festiwalu Sundance, „Komornik” – m.in. Złote Lwy w Gdyni) jak i widzów („Bogowie” – 2 265 000 widzów, „Jesteś Bogiem” – 1 445 000 widzów, „Zabawa, zabawa” – 430 000 widzów, nadal w kinach).

Tak wyglądają suche fakty. By poznać szczegóły postanowiłem zasięgnąć opinii u źródła, czyli u dwóch scenarzystów, którzy w ostatnich latach zrobili furorę w konkursie – Bartek Konarski zwyciężył w 2017 roku, Marcin Ciastoń dwa lata z rzędu dotarł do finału.

 

fot. Paweł Kubisz

Rozmowa z Bartkiem Konarskim

Wygrałeś konkurs Script Pro w 2017 roku. O czym jest, napisany wraz z Arkiem Biedrzyckim, scenariusz „We własnej osobie”?

To oparta na faktach historia polskiego szpiega, który w latach 70. przyjął tożsamość prostego robotnika, a następnie wyjechał do RFN i nawiązał tam kontakt z jego biologiczną matką, przedstawiając się jako jej porzucony w czasie wojny syn. Następnie, przez wiele lat, działał tam z sukcesem, ale cena jego misji była olbrzymia. Scenariusz przeplatał historię szpiega, z historią tzw. „dawcy sytuacji”, czyli mężczyzny, którego tożsamość została wykorzystana.

 

Jak długo pracowałeś nad tym scenariuszem? Który draft zgłosiliście do konkursu?

Oryginalna historia jest dość dobrze udokumentowana, znaleźliśmy sporo publikacji, są też dostępne materiały IPN, tak więc praca szła dość gładko. Poza tym Arek zmierzył się już raz z tą historią jako reżyser przy serialu dokumentalnym Discovery „Polscy szpiedzy”. Wiedzieliśmy też, że mamy świetną historię i znaleźliśmy dla niej właściwy sposób opowiadania, dlatego zgłosiliśmy od razu pierwszy draft.

 

Byłeś już w finale Script Pro w 2008 roku. Czy przez te 9 lat konkurs jakoś się zmienił?

Na pewno zmieniła się nazwa, bo w 2008 nazywał się jeszcze „Hartley-Merrill”. Patronat Szkoły Wajdy zwiększył na pewno prestiż i zapewnił lepszą oprawę. Teraz nagrody są przyznawane podczas festiwalu OFF Camera. Pamiętam, że w 2008 roku rozdanie miało miejsce w kinie Muranów, a po wszystkim był seans filmu „Once”.

 

Jak potoczyły się losy tamtego scenariusza pt. „Zostańcie z nami po przerwie”?

Scenariuszem był bardzo zainteresowany jeden z czołowych wtedy reżyserów, laureat Orłów i nagród w Gdyni. Byłem tak oszołomiony, że zarezerwowałem ten scenariusz tylko dla niego i przez dwa lata nikomu innemu go nie udostępniałem. Niemal dosłownie siedziałem i czekałem na telefon od niego. To był mój pierwszy scenariusz i dopiero zaczynałem przygodę z pisaniem. Niestety pan reżyser nie oddzwaniał, a sam scenariusz, który opowiadał historię kobiety, która swoją dramatyczną historię chce sprzedać do prasy i w ten sposób zmienić swoje życie, w nadchodzącej erze facebooka i instagrama stał się nieaktualny. Niemniej była to bardzo cenna lekcja tego jak wygląda to środowisko i jego przedstawiciele.

 

W ilu edycjach Script Pro brałeś udział?

W trzech. Za drugim razem, w 2013 roku, zgłosiłem scenariusz horroru historycznego. Akcja działa się podczas powstania styczniowego i opowiadała o tajemniczych śmierciach, za które obwiniany był rzekomy diabeł z lasu. Scenariusz tym razem nie dostał się do finału. Spotkał się też ze sporym zdziwieniem i niemal szyderstwem producentów, którzy powiedzieli, że nie ma szans na realizację czegoś takiego. Szczęśliwe dziś powstają takie filmy jak „Wilkołak” Adriana Panka i mam satysfakcję, że wtedy jednak nie wykazywałem się jakimś szczególnym szaleństwem i szukałem w dobrych rejonach.

 

Opowiedz trochę o tym co się działo od zakwalifikowania się do finału, a ogłoszeniem ostatecznych wyników. Czy projekty były pitchowane przed jury?

Od zakwalifikowania do finału niewiele się dzieje. Scenariusze są gotowe i czyta je jury, które nie dostaje do czytania wszystkich nadesłanych scenariuszy, ale pulę kilkunastu wybranych wcześniej przez komisję selekcyjną. Już po rozdaniu nagród, niezależnie od rezultatu, jako finalista jest się umówionym na konsultacje w Szkole Wajdy, które dają okazję do rozmowy o swoim tekście z kimś takim jak Wojciech Marczewski. Jeżeli chodzi o kontakt z producentami, to poznajesz ich podczas uroczystego bankietu lub później się do ciebie odzywają różnymi drogami.

 

Od wygranej za chwilę miną dwa lata. Czy znalazłeś producenta? Co obecnie dzieje się z tym projektem?

Tak, mamy producenta, którego poznaliśmy już podczas finału. Trwały usilne prace, aby zrealizować „We własnej osobie” jako debiut fabularny Arka. Niestety zamieszanie wokół PISF, plus duży budżet, bo film nie dość, że historyczny to musiałby być kręcony również w Niemczech, sprawiły, że aktualnie taka produkcja byłaby bardzo ryzykowna. Została podjęta decyzja, że „We własnej osobie” powstanie jako ośmioodcinkowy serial fabularny, który łatwiej zrealizować, bo pieniądze będą pochodzić ze źródeł telewizyjnych. Obecnie pracujemy nad przepisaniem scenariusza na ten format.

 

Jakie, według Ciebie, są największe zalety i wady konkursu Script Pro?

Główną zaletą jest przede wszystkim to, że ten konkurs jest rozpoznawalny. Gdy muszę się przedstawiać lub coś pitchuję hasło Script Pro zwraca uwagę i jest kojarzone. Poza tym zwycięskie teksty są rzeczywiście w polu zainteresowania producentów. No i prestiż. Nic nie łechce scenarzystę bardziej, niż to, że w CV możesz sobie wpisać „zwycięzca najbardziej prestiżowego konkursu scenariuszowego w Polsce”. A największą wadą jest presja, bo każdy teraz oczekuje, że zwycięski scenariusz zostanie zrealizowany, na co jako scenarzysta nie masz już większego wpływu.

Dziękuję za rozmowę.

 

 

Rozmowa z Marcinem Ciastoniem

Dotarłeś do finału Script Pro dwa lata z rzędu (2016 i 2017). Fantastyczne osiągnięcie! Jakie historie przedstawiały oba scenariusze?

„Gorzki fiolet” to kryminał z elementami melodramatu i mocnym tłem historycznym – w 1985 roku młody milicjant prowadzi dochodzenie w sprawie morderstw w hermetycznym środowisku warszawskich gejów, tymczasem w tle toczy się akcja „Hiacynt”. „Powrót”, dramat/thriller, to opowieść o rodzinie wracającej do Polski po latach na emigracji. Kiedy jej mąż zostaje niespodziewanie aresztowany, główna bohaterka, Joanna, zagłębia się w środowisko radykalnej grupy nacjonalistycznej, żeby poznać prawdę o jego przeszłości.

 

”Gorzki fiolet” to był twój pierwszy pełnometrażowy scenariusz? Co wcześniej pisałeś?

Pracowałem już trochę jako scenarzysta, m.in. w komediowym serialu TVN „Nie rób scen”. Na różnych kursach tworzyłem krótkie metraże i założenia seriali, popełniłem trzy piloty. Zanim „Gorzki fiolet” wyszedł na świat, wykonałem sporą dokumentację i stworzyłem założenia serii dokumentalnej „Komiks – Superbohater PRL”, który wyprodukował ATM dla Canal+. To była dobra nauka warsztatu i pierwsze poważne zawodowe kroki.

 

Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w konkursie Script Pro? Brałeś udział w innych konkursach?

Dwa razy wysłałem projekty seriali na konkurs Script Fiesty, ale bez sukcesu. Potem pracowałem nad „Gorzkim fioletem” w ramach studiów w WSF i Agnieszka Kruk zachęciła nas do wysłania scenariuszy na Script Pro. To był dobry impuls, bo sam nie zakładałem, że mój pierwszy pełnometrażowy scenariusz może zostać zauważony. Wysłanie tekstu na konkurs to pewnego rodzaju test. Pokazanie go najbliższym znajomym spełnia podobną funkcję, ale jest dobre na wczesnym etapie. Nieznajomi oceniają obiektywniej, bardziej surowo. Dlatego rok później zrobiłem podobnie z „Powrotem”, do którego pomysł kiełkował w tym samym czasie, ale pisaniem zająłem się już po wysłaniu pierwszego tekstu w świat. „Gorzki fiolet” w nowych wcieleniach – po wielu poprawkach – miał jeszcze dalszą „karierę” konkursową: już jako „Hiacynt” wygrał Script Wars w 2017, a potem trafił do półfinału Cannes Golden Plume International Screenwriting Competition.

 

Myślałeś o tym aby wykorzystać fakt bycia tłumaczem angielskiego i spróbować swoich sił w konkursach zagranicznych?

Zdecydowanie tak. To kolejny test – tym razem na uniwersalność tekstu. Z tym że paradoksalnie sam nie tłumaczyłem „Hiacynta”, zleciłem to innej osobie, co pozwoliło na zachowanie obiektywizmu. Trudno jest tłumaczyć swoje teksty. Zrobiłem tylko korektę. Natomiast umiejętności językowe przydają mi się w pracy – z „Gorzkim fioletem” byłem w 2016 na zagranicznych warsztatach Cross Channel Film Lab, gdzie pracowałem na treatmencie po angielsku i jego kolejnych wersjach. „Detektyw Bruno”, którego stworzyłem i piszę z Ewą Rozenbajgier, też był rozwijany na anglojęzycznych warsztatach Kino Dzieci.Pro, gdzie naszym opiekunem był Philip LaZebnik. A najpełniejszym doświadczeniem pracy w obcym języku miałem w developmencie serialu Joanny Szymańskiej – „1989” – gdzie pracowaliśmy w polsko-słowacko-niemieckim teamie.

 

Co najczęściej wskazywano jako największy atut twoich scenariuszy?

Teksty były też na różne sposoby krytykowane, ale to znacznie milsze pytanie. Myślę, że największym komplementem było stwierdzenie, że mój styl pozwala na wyobrażenie sobie, jak ma wyglądać opisywany świat, ale jednocześnie nie przytłacza szczegółem i zostawia, na przykład reżyserowi, przestrzeń do dopowiedzenia. Postacie żyją, są pełnokrwiste – to kolejna uwaga – ale zawsze jest nad czym pracować, zwłaszcza gdy w grę wchodzą postacie kobiece. Cieszyły mnie też uwagi na temat dialogów – są oszczędne, nie ekspozycyjne, czyli już na początku udało mi się uniknąć popularnej pułapki wśród debiutantów.

 

Finalistom Script Pro przysługują konsultacje scenariuszowe w Szkole Wajdy. Jak je oceniasz? Czy mocno wpłynęły na aktualny kształt twoich scenariuszy?

To naprawdę fajna sprawa, że oprócz udziału w finale, ewentualnych nagród, Szkoła Wajdy daje możliwość rozmowy ze swoimi ekspertami. Uwagi były cenne, ale jak to z uwagami bywa, należy je poważnie przemyśleć, sprawdzić, czy służą historii, którą ja chcę opowiedzieć, czy kierują ją na zupełnie inne tory. Ta konfrontacja z oczekiwaniami innych jest często cenniejsza niż same wskazówki, jak powinna rozwijać się historia. Myślę, że w tym sensie konsultacje na pewno wpłynęły na kształt scenariuszy.

 

Po dotarciu do finałów jak duże było zainteresowanie Tobą i twoimi scenariuszami?

Po finale w 2016 roku rozmawiałem dosyć poważnie z dwoma producentami i kilkoma reżyserami. Jedna z tych współpracy trwała rok, ale zajętość drugiej strony nie pozwoliła na kontynuację. Rozwijałem więc projekt samodzielnie, pracując jednocześnie nad nowymi. Myślę, że obecność w finale daje szansę na zaistnienie przynajmniej w świadomości osób z branży, stwarza okazję do networkingu, przedstawienia się innym, co jest wyjątkowo ważne na początku drogi. Czasem napisany scenariusz to przede wszystkim wizytówka i nawet jeśli nie powstanie, to po pierwsze wzbogaca warsztat, po drugie otwiera drogę do rozmowy.

 

Co obecnie dzieje się z „Gorzkim fioletem”„Powrotem”? Znalazłeś dla nich producenta?

W sprawie „Gorzkiego fioletu” – obecnie „Hiacynta” – po krótkiej przerwie znowu trwają rozmowy z zainteresowanymi producentami. Na „Powrót” spadła zasłona milczenia – w finale usłyszałem, że największą wartością tekstu jest jego bardzo aktualny wydźwięk, ale z jakiegoś powodu historie o takiej tematyce nie powstają. Nie dotyczy to tylko mojego tekstu.

 

Wiem, że na zaawansowanym etapie preprodukcji jest inny twój scenariusz. Czy konkursowe osiągnięcia miały na to wpływ czy ten projekt poradziłby sobie bez tego?

To prawda, że łatwiej jest zaprezentować nowy pomysł, kiedy producent czy reżyser wie, że jesteś aktywnym scenarzystą/aktywną scenarzystką. W wypadku „Detektywa Bruno” udało nam się stworzyć z Ewą tekst z dużym potencjałem i jestem przekonany, że prędzej czy później dotarlibyśmy do producenta, który pokochałby tę historię tak jak my. Nasze osiągnięcia do tej pory na pewno ułatwiły nam tę drogę. Jednak ostatecznie liczy się tekst. Bez dobrego tekstu nie ma dobrego filmu. Ale ta realizacyjna weryfikacja w przypadku pełnego metrażu jest jeszcze przede mną.

 

Jakie, według Ciebie, są największe zalety i wady konkursu Script Pro?

Z zalet wymieniłbym otwarcie drzwi, choćby na chwilę. Pierwsze doświadczenia z konkursem były niesamowitym przeżyciem – miałem okazję stanąć wśród aspirujących scenarzystów jak ja, ale też uznanych filmowców i mogłem rozmawiać o moim tekście, który został dostrzeżony. Po gali wręczenia nagród w 2016 roku poznałem reżysera z Niemiec, pochodzącego z Polski Piotra Lewandowskiego, który prezentował na Off Camerze swój pełnometrażowy debiut. Zaciekawił go mój tekst, przeczytał go. Teraz pracujemy nad treatmentem wspólnego filmu. Nie potrafię być krytyczny, bo wiele zawdzięczam temu konkursowi. Gdybym mógł coś zasugerować, to wprowadzenie dodatkowej opcji uzyskania feedbacku za opłatą – jak na wielu zagranicznych konkursach. W takim wypadku uczestnicy, których prace nie trafiają do finału, mieliby okazję dostać na profesjonalną opinię. Domyślam się jednak, że to spore wyzwanie logistyczne.

Dziękuję za rozmowę.

 

Co doceniam?

By dopełnić obraz wypadałoby jeszcze porozmawiać z kimś kto nie odniósł sukcesu w konkursie. Takiej osoby daleko szukać nie muszę. W Script Pro brałem udział raz, zgłaszając swój pierwszy pełnometrażowy scenariusz, który jednocześnie był moją pracą licencjacką na studiach scenariopisarskich w Łodzi. Tekst nie przeszedł selekcji, ale wspomnienia związane z uczestnictwem mimo wszystko mam dobre.

Przede wszystkim doceniam rolę deadline’u. Wielu piszących, w tym też czasami ja, ma obawy przed postawieniem ostatecznej kropki i wypuszczeniu swojej pracy w świat. Ciągle widzi się jakieś niedoskonałości, cały czas chce się coś poprawiać, szlifować, udoskonalać. Kiedyś jednak trzeba powiedzieć stop. Wyznaczenie sobie konkretnej daty której wybór jest umotywowany konkursem scenariuszowym może bardzo pomóc. Tak było przy moim pierwszym podejściu i tak będzie zapewne przy następnym.

 

Czego mi brakuje?

Doceniając wszystkie zalety konkursu Script Pro dostrzegam trzy aspekty w których byłaby szansa na większe wykorzystanie potencjału tego wydarzenia:

1. Ewaluacja zgłoszonych scenariuszy

Mówił o tym w powyższej rozmowie Marcin Ciastoń. Możliwość otrzymania, dodatkowo płatnej, konkretnej, profesjonalnej oceny scenariusza świetnie służyłaby scenarzystom chcącym się dalej rozwijać i pracować nad konkursowym tekstem.

2.Półfinały

Każdy piszący jest złakniony jakiegoś małego sukcesu potwierdzającego słuszność obranej przez niego drogi. W konkursie w którym co roku startuje około 200 scenarzystów tylko 5% z nich ma szansę taki pozytywny impuls otrzymać. Dlaczego nie rozdać nadziei, choćby symbolicznej, szczodrzej? Półfinał do którego kwalifikowałoby się 20-30 scenariuszy byłby dobrym rozwiązaniem.

3.Promocja zwycięzcy

W najwyższym interesie konkursu jest by zwycięski scenariusz został zrealizowany. Dlatego też organizatorzy powinni maksymalnie dbać o promocję zarówno tekstu jak i samego autora. Możliwości jest wiele, wspomnę o najprostszym i najtańszym pomyśle – niech zwycięzca będzie zapraszany do składu jury następnej edycji. Prosty sposób by o nim przypomnieć, docenić, wesprzeć jego markę osobistą.

 

Na koniec…

Z racji tego, że organizatorem Script Pro jest jedna, konkretna szkoła pojawiają się głosy, że studentom i absolwentom ich kursów łatwiej o sukces w konkursie. To jest zarzut z którym, ze względu na ograniczone zasoby ludzkie i finansowe, musi mierzyć się każde wydarzenie filmowe poczynając od dotacji PISF, przez programy Studia Munka, na wszelkich konkursach i festiwalach kończąc.

Świat filmu jest mały i często da się poprowadzić nitkę znajomości od przyznającego pieniądze do odbierającego. Tylko czy warto? Czy jest sens w doszukiwaniu się nieprzychylnych zbiegów okoliczności i nepotycznych spisków? Czy tracenie energii na poszukiwanie ewentualnych wymówek i potencjalnych uzasadnień przegranej przybliża nas do sukcesu w przyszłości?

Trzeba wierzyć, że dobry scenariusz przebije się bez względu na okoliczności. Tak jak było w przypadku Bartka i Marcina.