PRZYGODY SCENARZYSTY

czyli wytwórnia scenariopisarskich przypowieści i podpowiedzi

Menu
  • Strona główna
  • Projekty
  • O mnie
  • Warto
  • Kontakt
Menu

Czego potrzebuje scenarzysta?

Posted on 09/09/2019 by Maciej Słowiński

Czego potrzebuje scenarzysta by napisać dobry scenariusz? Zadaję sobie to pytanie odkąd poważniej zająłem się pisaniem. Jeśli bylibyście zmuszeni zawęzić odpowiedź do jednej kwestii, to co byście wskazali? Talent? Oczywiście. Doświadczenie życiowe? Niewątpliwie. Wykształcenie? Pomaga. Pracowitość? Pewnie. Research? Jak najbardziej. To wszystko są niewątpliwie bardzo ważne komponenty.

Jednak jeśli miałbym wskazać tylko jedną rzecz moim wyborem zdecydowanie byłby czas.

Trwająca ciągle jeszcze ładna pogoda sprzyja różnym formom interakcji międzyludzkich wspieranych zimnym piwkiem i skwierczącym grillem. Ostatnio w takim wydarzeniu miałem okazję brać udział. Po oficjalnej prezentacji przyszedł czas na klasyczny small talk zatytułowany „Czym się zajmujesz?”. Wachlarz odpowiedzi w moim przypadku jest szeroki: „pracuję w firmie telekomunikacyjnej”, „jestem scenarzystą”, „prowadzę konsultacje scenariuszowe”, „bloguję” – wszystkie zgodne z prawdą. Doświadczenie nauczyło mnie, że najlepiej sprawdza się „początkujący scenarzysta”. Parafrazując klasyka – „ciekawie, a skromnie”. 

Kiedy już zostałem rozpoznany jako przedstawiciel polskiej branży filmowej jeden z uczestników grilla zadał mocno nurtujące go pytanie:

„Dlaczego polskie filmy są tak… cholernie kiepskie?”

Przy czym, jak się zapewne domyślacie, końcówka pytania tak naprawdę zaczynała się na ch, ale kończyła trochę inaczej.

Na początek pozwoliłem sobie nie zgodzić z tak postawioną tezą. Uważam, że polskie kino jest obecnie zdecydowanie na fali wznoszącej, zarówno jeśli chodzi o wyniki frekwencyjne jak i artystyczne. Ogólne wrażenie, że polska twórczość jest gorsza powstaje w wyniku tego, że naszą produkcję mamy okazję (a czasami nieszczęście) oglądać w całej okazałości, kiedy inne kinematografie w Polsce prezentują tylko to co mają najlepszego (co jest wnioskiem dosyć oczywistym, ale łatwo o tym zapominamy). 

Jeśli jednak chciałbym na to pytanie odpowiedzieć to, skupiając się na swoim, scenariopisarskim poletku, wskazałbym, że…

 

Scenarzyści to amatorzy

Konkretnie scenarzyści filmów fabularnych.

Nim zaczniecie rzucać we mnie kamieniami, już spieszę wyjaśniać co mam na myśli. 

Według słownika języka polskiego PWN amator to:

„Osoba, która zajmuje się czymś dla przyjemności”

Dla przyjemności, czyli hobbistycznie, bez nadziei na gratyfikację pieniężną. Oczywiście, kiedy już tekst znajduje producenta, a temu udaje się zdobyć finansowanie na film na jego podstawie, to scenarzysta otrzymuje wynagrodzenie. Ale czy jest to suma, która pozwala porzucić tradycyjną pracę i następny rok poświęcić na research, pisanie i poprawianie następnego scenariusza / scenariuszów?

A nawet gdyby, to warto zwrócić uwagę, że w zeszłym roku w kinach pojawiły się 34 polskie filmy. Odliczając 10 pozycji autorskich, przy których funkcje scenarzysty i reżysera pełniła jedna i ta sama osoba, pozostają zaledwie 24 etaty dla scenarzystów filmu fabularnego. 

Jeśli do tego dołożymy skromny system stypendialny, malejącą liczbę konkursów scenariuszowych i dominujący powszechnie model opcji, udostępniający producentowi prawa do scenariusza za kilka – kilkanaście procent ostatecznego wynagrodzenia, wypłata którego jest uzależniona od zdobycia finansowania na film, jasnym staje się, że będąc scenarzystą nie da się funkcjonować bez stałej, „normalnej” pracy.

Jeśli masz szczęście jest nią pisanie serialu, nauczanie w szkołach wyższych, prowadzenie kursów lub inne zajęcia, na  tyle elastyczne by móc je podporządkować tworzeniu nowego scenariusza. Bez tego zaczynają się konkretne kłopoty, które wpływają na jakość finalnego produktu.

 

Codzienność

By lepiej zobrazować co mam na myśli rozpisałem plan dnia przykładowego, początkującego scenarzysty, który zajmuje się pisaniem scenariuszy filmów pełnometrażowych – czyli mnie:

  • 6.30 – 8.15 – Wstaję i piszę. Staram się by te trochę ponad półtorej godziny codziennie spędzać na próbach zapełnienia białej kartki. Nie na researchu, nie na planowaniu nowych projektów, nie na poprawie warsztatu, tylko na samym pisaniu.
  • 8.15 – 9.00 – Budzenie, szykowanie i ekspediowanie Córki do przedszkola. 
  • 9.00 – 9.20 – Śniadanie.
  • 9.20 – 10.00 – podróż do pracy. W ostatnim czasie staram się wykorzystywać czas spędzony w samochodzie i słucham sporo podcastów i audiobooków. 
  • 10.00 – 14.30 – Praca w firmie telekomunikacyjnej.
  • 14.30 – 15.00 – Obiad, czyli moment kiedy mam trochę czasu na lekturę. Kiedyś nie ruszałem się bez książki, teraz wystarczy Kindle i Legimi.
  • 15.00 – 18.00 – Dalsza praca w firmie.
  • 18.00 – 19.00 – Powrót do domu. 
  • 19.00 – 22.30 – Czas dla żony i córki.
  • 22.30 – 00.30 – By dobrze pisać trzeba dużo oglądać. Więc w tych godzinach staram się obejrzeć jakiś film lub serial. Czasami zamieniam to na przygotowania do rannego pisania (research), ewentualnie czytanie.

W weekendy odchodzi praca, ale jest zdecydowanie więcej obowiązków rodzinnych, więc liczba godzin pisania nie rośnie jakoś zdecydowanie.

Próbując zachować jako taką równowagę między życiem rodzinnym, pracą zawodową, a scenariopisarstwem udaje mi się wycisnąć 10 – 12 godzin pisania tygodniowo oraz 15 – 20 godzin czytania i oglądania. Jakże mało zestawiając je z 40 godzinami „normalnego”, ośmiogodzinnego trybu pracy, dającego jeszcze wolne weekendy.

Jestem przekonany, że u większości piszących w Polsce wygląda to podobnie. Pisanie jest czymś dodatkowym, upychanym gdzie i kiedy popadnie, czasochłonnym hobby wymagającym dużo dyscypliny i samozaparcia. 

Tak ograniczone zasoby czasowe muszą wpływać na końcowy efekt. Któryś etap – research, planowanie, tworzenie drabinki, pisanie, konsultowanie, poprawianie – musi ucierpieć lub wszystko trwa koszmarnie długo.

 

Jeśli chcesz grać w Carnegie Hall…

W książce „Poza schematem” pisarz Malcolm Gladwell, posiłkując się badaniami trzech naukowców – Andersa Ericssona, Ralfa Krampego i Clemensa Tesch-Romero, przedstawił tezę, że potrzeba 10 tysięcy godzin ćwiczeń by osiągnąć poziom mistrzowski / ekspercki w danej dziedzinie. 

Co prawda teoria ta w ostatnim czasie spotyka się z liczną krytyką (głównie ze względu na małą próbkę badawczą i występujący w książce syndrom „efektu potwierdzenia”. Więcej o wątpliwościach możecie przeczytać tutaj), ale trudno dyskutować z poglądem, że wraz ze wzrostem liczby godzin treningu rośnie nasza szansa na osiągnięcie sukcesu. Dlatego załóżmy, że 10 000 godzin pisania doprowadzi nasze scenariopisarstwo do zadowalającego poziomu (chociaż warto pamiętać, że na sukces składa się również mnóstwo innych czynników jak poziom nauczyciela / mentora, dostęp do odpowiednich narzędzi i pieniędzy, miejsce urodzenia i zamieszkania, szczęście, przypadek, koniunktura itd.)

Jeśli pisanie byłoby moim podstawowym zajęciem, którym zajmowałbym się od poniedziałku do piątku przez osiem godzin dziennie, to już po niecałych pięciu latach uzyskałbym wspomnianą liczbę 10 tysięcy godzin.

Przy powyższym grafiku zajmie mi to 18 lat… 

Więc tak. Zdecydowanie czas wskazałbym jako najważniejszą potrzebę scenarzysty w pracy twórczej (przy okazji pamiętacie film „In time” z 2011 roku w reżyserii i według scenariusza Andrew Niccola? W nim koncepcja czasu jako waluty została potraktowana dosłownie. Świetny punkt wyjścia, szkoda, że nie udało się go lepiej wykorzystać). 

Niestety, akurat jego wiecznie brakuje.

Podziel się:

  • Udostępnij na Twitterze(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby udostępnić na Google+(Otwiera się w nowym oknie)
Udostępnij
Tweetnij

Podobne

8 thoughts on “Czego potrzebuje scenarzysta?”

  1. Krzysztof pisze:
    24/09/2019 o 06:39

    a czy ktoś poleca takie kursy http://wytworniascenariuszy.pl dla początkujących.

    Odpowiedz
    1. Maciej Słowiński pisze:
      24/09/2019 o 11:48

      To zależy czego oczekujesz od takiego kursu. Oferta jest dosyć szeroka i mocno zróżnicowana. Ja polecam kursy przygotowywane przez StoryLab.pro (https://storylab.pro).

      Odpowiedz
  2. arrkady pisze:
    10/09/2019 o 16:34

    Gdyby czas na pisanie scenariusza sprowadzić tylko do samej czynności pisania – pewnie i 8 godzin dziennie (efektywnie) to byłoby zbyt mało (jeśli chce się pisać bardzo dobre scenariusze)… Tak niestety to czuję, ale przecież potrzeba bardzo dużo czasu na oglądanie filmów referencyjnych, research, dokumentację, spotkania z ekspertami, konsultacje, przemyślenia, itede itepe. A gdzie poprawki, kolejne wersje, czytanie tekstu na głos, czytanie z innymi, przez innych i słuchanie jak brzmią dialogi… To jest bardzo wymagająca praca (dwu lub trzyetatowa), podczas której nie należy i nie da się już robić nic więcej, szczególnie jeśli praca zarobkowa niezwiązana z pisaniem jest angażująca, męcząca lub wręcz wyczerpująca (nie każdy przecież początkujący scenarzysta pracuje w warszawskim korpo gdzie jak się porówna do innych standardów – okaże się, że nie jest wcale najgorzej…). Pisanie zarobkowe seriali – przypuszczam – to też może być ślepa uliczka, bo przecież tam są writers roomy, deadliny, duże tempo i masowa produkcja, więc nie wierzę, że zawodowy scenarzysta żyjący z pisania seriali siada po 18.00 do kompa i wypoczęty, z lekką głową pisze sobie coś zawodowo dla kina lub jeszcze gorzej: hobbistycznie. Oczywiście mogą być tacy tytani pracy i pojedyncze przypadki hard core’owców, ale umówmy się, że to są wyjątki. Podsumowując: aby pisać dobrze, trzeba to robić zawodowo, od rana do nocy (i jeszcze najlepiej wczesnym rankiem) i należałoby za to żyć czyli otrzymywać regularne wynagrodzenie (z naciskiem na słowo: regularne). Nie stypendia MKiDN, nie inwestując kasę z otrzymanej nagrody, nie spalając oszczędności albo w ramach trzymiesięcznego płatnego urlopu w korpo – tylko pieniądze, za to, że się w określonym czasie tworzy dobry produkt: gotowy scenariusz filmu fabularnego, który jest potem rozwijany i wreszcie realizowany, bo przecież scenaripisarstwo to nie jest twórczość literacka, tylko filmowa. Ale wtedy musiałyby zmienić się reguły gry, być może musiałyby wrócić państwowe Zespoły Filmowe, albo powstać nowe prywatne wytwórnie filmowe, które takich scenarzystów zatrudniałyby na nomen omen – pełen etat 🙂

    Odpowiedz
    1. Maciej Słowiński pisze:
      11/09/2019 o 15:05

      Czyli zostają dwie możliwości: kariera w Hollywood (może jeszcze w Chinach i Bollywood) albo wygrana w totolotka. 😉
      Nigdy nie będzie idealnie, ale trzeba dążyć by warunki do tworzenia dobrych scenariuszy były maksymalnie zbliżone do tych wymarzonych.
      I zgadzam się, że praca scenarzysty to czasami trzy etaty w jednym. 😉

      Odpowiedz
    2. Pan Kracy pisze:
      30/08/2021 o 13:41

      Dlatego już lepiej pisać książki. Pisze od rana do wieczora tylko Remigiusz Mróz. Reszta po 2-4h dziennie i nawet jak ktoś nie jest na topce to te kilkadziesiąt tysi rocznie wyciągnie.

      Odpowiedz
  3. artycha pisze:
    09/09/2019 o 12:06

    W sumie to wszystko jest konsekwencją kształtu jaki przybrała nasza kinematografia. Całe tzw. kino reżyserskie skończyło się tym, że na długi czas scenarzysta poszedł w odstawkę, reżyserzy pisali sobie sami swoje – z reguły – mniej lub bardziej mierne scenariusze i kisili się w sosie własnego, autorskiego filmu. Później jak wszyscy zaczęli się budzić, a przy okazji pojawiły się pieniądze (PISF, fundusze, dotacje), okazało się, że:

    1. Uznani, słynni reżyserzy, najwidoczniej wykorzystując swoją przewagę nad innymi profesjami, przejęli władzę w wytwórniach filmowych i pieniądze z tytułu sprzedaży praw do narodowej filmoteki woleli inwestować we własne produkcje (często bardzo wątpliwej jakości) zamiast we wspieranie nowego pokolenia filmowców (polecam ostatnią serię artykułów na ten temat w związku z likwidacją wytwórni filmowych i ostatni film ze script fiesty o gildii scenarzystów, gdzie założyciele o tym wspominają, prawdopodobnie zresztą ze względu na to, że i tak już wszyscy o tym wiedzą z doniesień medialnych).
    2. Komisje zajmujące się redystrybucją dóbr (dotacje) zostały przejęte przez reżyserów i producentów i nie ma (jak mniemam do dzisiaj nic się w tym przypadku nie zmieniło) tam miejsca dla scenarzystów.

    Dlatego własność jak i redystrybucja wynikających z niej dóbr pominęła scenarzystów (jak i młode pokolenie filmowców w ogóle) jako najwidoczniej nieistotnych i została w jakimś stopniu zdefraudowana przez stare pokolenie reżyserów i prawdopodobnie inne, dobrze ustosunkowane osoby (oczywiście wszystko odbyło się legalnie). Rządy zaakceptowały to rozwiązanie (wytwórnie, które likwidowane są dopiero teraz miały być zlikwidowane już kilka lat temu), bo z jakiegoś powodu było im to na rękę (wiadomo, władza woli mieć wpływ na to istotne medium i mogłoby się jej nie spodobać dofinansowywanie projektów np. krytykujących władzę).

    Dołóżmy do tego (jak najbardziej naturalne) niskie zapotrzebowanie na scenarzystów w stosunku do tego jak wiele osób aspiruje do tej profesji, strategie producentów (zapisy w umowie) i reżyserów, mające na celu wyciskanie scenarzystów jak cytrynki (na czele z dopisywaniem się reżyserów jako współscenarzystów i okradanie przez nich w biały dzień scenarzystów, tylko ze względu na wniesienie uwag do scenariusza) i mamy przepis na to dlaczego filmy w Polsce są takie ch..owe. 🙂

    Odpowiedz
    1. Maciej Słowiński pisze:
      11/09/2019 o 15:01

      Ciekawy punkt widzenia. Dosyć ostry. 😉
      Na pewno model kina autorskiego, w którym reżyser sam powinien sobie pisać scenariusz, jest bardzo promowany w szkołach filmowych co w mojej opinii jest szkodliwe. Powinniśmy od samego początku uczyć się współpracować, rozmawiać o projektach, analizować pomysły i zderzać różne punkty widzenia na dany temat. W końcu film to praca zespołowa.
      Mam też wrażenie, że scenarzyści są ogólnie mocno niedoceniani. Mam nadzieję, że z czasem będzie się to zmieniało. Liczę na aktywną działalność gildii scenarzystów.

      Odpowiedz
      1. artycha pisze:
        11/09/2019 o 16:43

        Oby, tylko niech ci nasi kochani filmowcy przestaną się w końcu bawić w wielkich artystów, wywodzących się z tzw. elity (tak jakby reżyser albo scenarzysta to były jakieś wyjątkowe profesje na tle np. murarza).

        Zamykanie się gildii na scenarzystów scriptdocu, tworzenie tajnych grup dyskusyjnych to jedna i ta sama choroba, której innymi przejawami jest organizowanie konkursów na scenariusz przez PISF i wymuszanie określonego wykształcenia, a nawet ukończenia konkretnej szkoły (również dla reżyserów) albo niejasne zasady przyznawania dotacji.

        Jak będziemy powielać ciągle jedne i te same błędy to obawiam się, że nie zwiększymy naszej siły przebicia (a potencjał gildii przejawia się również w liczbie jej członków, z których niejeden może kiedyś przejść z „mniej poważanej” branży do innej – co w ogóle wywołuje u mnie zgrzyt zębów kiedy to piszę, bo najwidoczniej ważni i grubi scenarzyści serialowo-filmowi zastanawiają się nad dopuszczeniem do grupy scenarzystów scriptdocu, tak jakby ci ostatni byli w stosunku do nich scenarzystami gorszej kategorii). Ehh… jakby taki Tarantino albo Cameron (kierowca ciężarówki) zaczynali w Polsce, to by wyjechali przy pierwszej okazji na zachód na zmywak. 🙂

        No, fakt, trochę narzekam, ale jakby było dobrze (choć oczywiście jest znacznie lepiej niż kiedyś) to bym siedział cicho i nie marudził. 🙂

        Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie

  • Aktualności
  • Biblioteka scenarzysty
  • Bohater większy niż film
  • Fade In – scenarzyści
  • Jak to jest napisane?
  • Konkursy scenariuszowe
  • Niezbędnik scenarzysty
  • Pierwsza scena
  • Przygody scenarzysty
  • Scenariopisarstwo
  • The Story Grid

O przygodach

„Jeśli masz zamiar próbować, idź na całość.

W innym wypadku, nawet nie zaczynaj.

Jeśli masz zamiar próbować, idź na całość.

To może oznaczać utratę wszystkich: dziewczyn, żon, bliskich, pracy,

A może nawet Twojego rozumu.

Idź na całość.

To może oznaczać niejedzenie przez 3 lub 4 dni.

To może oznaczać zamarzanie na parkowej ławce.

To może oznaczać więzienie, to może oznaczać szyderstwa, kpiny, izolację.

Izolacja jest darem.

Wszystko inne to sprawdzenie Twojej wytrzymałości.

Tego jak bardzo chcesz to zrobić.

I w końcu to zrobisz.

Pomimo odrzucenia i najgorszych szans powodzenia.

I będzie to lepsze niż wszystko o czym możesz marzyć.

Jeśli masz zamiar próbować, próbuj ze wszystkich sił.

Nie ma innego uczucia, które może się temu równać.

Będziesz sam na sam z bogami.

A noce będą płonąć ogniem.

Rób to. Rób to. Rób to. Na 100%.

Będziesz sunął przez życie do perfekcyjnego śmiechu.

To jedyna dobra walka jaka jest.”

– Charles Bukowski

© 2023 PRZYGODY SCENARZYSTY | WordPress Theme by Superbthemes