Wszystko zaczyna się od pustej kartki. Nieważne czy tej w notesie, wordzie czy profesjonalnym programie. Na początku jest biała, pulsująca pustka. I Ty. Sam. Minuty szybko przechodzą w godziny, a Ty cały czas walczysz by zapełnić tę rozwlekłą przestrzeń wartością. Bo przecież o to chodzi, prawda? O wygenerowanie nowej wartości. Dla siebie, dla czytelnika, dla widza. Czegoś ciekawego, niekonwencjonalnego, oryginalnego, emocjonującego, ekscytującego czy inspirującego. Każdy kto kiedykolwiek podjął próbę zapełnienia kartki tego typu treścią wie jak trudne jest to zadanie.
Pamiętacie „Samotność długodystansowca” Tony’ego Richardsona? Historię nastolatka, który trafia do zakładu poprawczego, gdzie odkrywa swoje predyspozycje do długodystansowych biegów? Dla Colina bieganie było morderczą walką z samym sobą, żmudną, wyczerpującą pracą, czasami źródłem fizycznego i mentalnego cierpienia. Było jednak także szansą na wywalczenie sobie lepszej przyszłości, sposobnością do zaprezentowania swoich prawdziwych umiejętności i możliwością wyrwania się z klatki nudnej codzienności. Ostatecznie wolność jaką daje bieganie wynagradza każdy ból, każde niepowodzenie, każde poświęcenie. Pisząc czuję się tak samo.
Pisanie jest wymagające. Domaga się skupienia, jakości, wiarygodności, a przede wszystkim czasu. Mnóstwa czasu.
Pisanie jest kapryśne. Podatne na wymówki, nastrój piszącego, łatwo poddaje się zniechęceniu.
Pisanie jest niewdzięczne. Podjudza twoje wątpliwości, podważa przekonania, odwleka wynagrodzenie.
Ale kiedy pokonam wszystkie przeciwności i po walce z najtrudniejszym przeciwnikiem, samym sobą, uda mi się zapełnić tą pustą kartkę wartością… Wtedy czuję, że żyję!
Pisanie z bieganiem w jeszcze jednym aspekcie jest podobne. Możesz mieć fantastyczny sztab trenerski, wiernych kibiców i wspierającą rodzinę, ale na końcu i tak zostajesz sam. Ty i kilometry trasy do pokonania. Na samym końcu wszystko zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.
Tak samo jest kiedy piszesz. Możesz korzystać z pomocy konsultantów, mentorów, nauczycieli, reasercherów, przyjaciół, rodziny, słuchać zaleceń zleceniodawców, krytyków, innych scenarzystów i pisarzy, możesz pracować ze współautorem, albo w całym zespole scenariuszowym, ale i tak na końcu zostajesz sam. I nic nigdy tego nie zmieni.
Doskonale to rozumiem. Uważam jednak, że można sprawić by ta samotność była bardziej znośna. Mam nadzieję, że to miejsce chociaż w najmniejszym stopniu się ku temu przyczyni. Będę chciał pokazać, na konkretnym, bo własnym, przykładzie, że wiele problemów z jakimi zmagają się scenarzyści są uniwersalne i dotykają większość z nas. Może razem łatwiej będzie je pokonać? Może uda nam się trochę ograniczyć liczbę scenariopisarskich nieszczęść?
O czym będę pisał?
Chciałbym aby moje wpisy były jak najbardziej pomocne scenarzystom, szczególnie tym, podobnie jak ja, początkującym i by ich użyteczność była możliwie długa.
Biorąc pod uwagę te aspekty wyodrębniłem cztery rodzaje wpisów:
- Przygody scenarzysty, z życia wzięte – studentom psychoterapii i psychologii mówi się by móc pomagać innym najpierw trzeba pomóc sobie. Taką też rolę ma spełniać ten blog. Będę tutaj nie tylko dokumentował swoje poczynania, ale także poddawał analizie decyzje, sukcesy (oby nastąpiły) i porażki (tych nigdy nie brakuje). Będę tłumaczył motywy poszczególnych działań, relacjonował współpracę z producentami i reżyserami, pokazywał efekty mojej pracy.
- Scenariopisarstwo, podstawowe zagadnienia – jestem fanatykiem teorii scenariopisarstwa. Ukończyłem różne szkoły, kursy, warsztaty, przeczytałem mnóstwo książek, analiz i poradników, od dłuższego czasu spełniam się jako konsultant scenariuszowy (więcej informacji o mnie jest tutaj). Będę chciał regularnie, w przystępnej formie, się z wami tą zdobytą wiedzą dzielić.
- Analiza filmowa, szczegółowe case study – by poprawić swoje umiejętności scenariopisarskie potrzeba trzech rzeczy: dużo czytać, dużo oglądać i dużo pisać. Staram się tego trzymać. Czasami efektem tych czynności są analizy filmowe, które do tej pory tworzyłem na własny użytek. Teraz postaram się wam je, co pewien czas, pokazywać, byśmy razem mogli się z nich uczyć i wyciągać wnioski.
- Bieżące wydarzenia, opinie własne – Będę wspominał o konkursach scenariopisarskich, festiwalach i nagrodach filmowych czy ciekawych wydarzeniach branżowych. Na pewno też nie powstrzymam się od komentarza na temat wydarzeń bezpośrednio dotyczących scenarzystów jak na przykład likwidacja stypendiów scenariopisarskich w PISF czy planach powołania gildii scenarzystów.
Ktoś kiedyś powiedział, że reżyser rozpoczyna pracę nad filmem z wizją idealną, a następnie walczy o zachowanie jak największego procentu z tego swojego wyobrażenia, ale jeszcze nie zdarzył się taki co do mety dowiózł 100%.
Mam nadzieję, że mój odsetek realizacji powyższych planów będzie wystarczająco duży by stworzyć dla was wartościowe i inspirujące miejsce.
3 thoughts on “Dzień dobry, czyli co ja tutaj robię”