Co to jest treatment?

W poszukiwaniu najtrafniejszej definicji treatmentu zajrzałem do książki Macieja Karpińskiego pt. „Niedoskonałe odbicie” (nie po raz pierwszy zresztą, muszę kiedyś przybliżyć wam tą pozycję w ramach cyklu Biblioteka Scenarzysty). Autor przytacza w niej słowa Rosanne Ehrlich, przez wiele lat związanej z działem literackim studia Paramount:

„Treatment to streszczenie fabuły, jak gdyby projekt przyszłej struktury scenariusza. Zazwyczaj zawiera zarys charakterystyki postaci, niekiedy elementy dialogu, opis relacji między bohaterami. Zasadniczym jego celem jest naszkicowanie fabuły, ale także powinien dawać wyobrażenie o atmosferze, i – jak dobrze pójdzie – pozwalał zorientować się w stronie wizualnej. Jednym słowem, powinien dawać możliwie pełne wyobrażenie o przyszłym filmie.”

Trudno o prostszy i klarowniejszy opis tego co powinno kryć się pod hasłem treatment.

 

Jak długi powinien być treatment?

Nie ma jednego, świętego przykazania dokładnie określającego liczbę stron treatmentu. Dowolność w tej materii obrazuje twierdzenie wspomnianej wyżej Rosanne Ehrlich, która mówi o objętości od 4 do 70 stron. Sam Maciej Karpiński skłania się do precyzyjniejszej wartości: od 10 do 20 stron. I jest to pogląd zdecydowanie mi bliższy.

By długość nie stanowiła problemu należy zawsze dokładnie doprecyzować u osoby zamawiającej, jej definicję treatmentu. Tak, by dowolność w kreacji tego dokumentu nie stała się źródłem niepowodzenia.

Gdy piszę treatment na własne potrzeby, bez wytycznych z zewnątrz, staram się, by jedna strona odpowiadała dziesięciu minutom przyszłego filmu. Czyli jeśli przygotowuję streszczenie pełnometrażowego filmu fabularnego to staram się zmieścić w 9-12 stronach. Odcinek serialu premium to od 4 do 7 stron. Short, sitcom zajmuje mi 2-3 strony. To założenie dyscyplinuje mnie i pozwala pilnować struktury opowieści już na tym etapie, a to jeden z podstawowych celów tworzenia treatmentu.

 

Po co piszemy treatment?

No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę nad tymi celami. Moja niechęć do tej formy skutkowała tym, że na pytanie po co piszę treatment zwykle odpowiadałem – ponieważ mi każą. I tylko wyraźne życzenie producenta lub odpowiedniej instytucji było w stanie mnie zmusić do tworzenia treatmentu. Obecnie jednak mocno zmieniłem swoje nastawienie.

Oczywiście nadal podstawowym zadaniem treatmentu jest szczegółowe opowiedzenie naszej historii „obcym”. To jest dokument, który w największym stopniu sprzedaje nasz pomysł, ale też nas, jako twórców. Od jego jakości zależy czy ktokolwiek zechce spojrzeć na sam scenariusz.

Treatment jest wymagany właściwie zawsze – przez producentów, instytucje filmowe, organizatorów różnych konkursów, stacje telewizyjne. Nawet jeśli dysponujemy całym scenariuszem to będziemy proszeni o dostarczenie treatmentu. Niestety, ilość czasu osób decyzyjnych jest ograniczona – łatwiej i szybciej można przeczytać 10 stron niż 90 (a jeszcze łatwiej jedną stronę, więc nad synopsisem też pracujcie!).

Sprowadzanie treatmentu tylko do funkcji reklamowo-sprzedażowej jest jednak niewłaściwe i nierozwojowe. Warto spojrzeć na ten tekst szerzej, jako kolejny etap pracy nad tekstem i szansę na właściwe zdiagnozowanie problemów. Forma treatmentu jest bardzo odsłaniająca. W krótszych tekstach jak np. synopsis czy one pager, łatwiej można ukryć ewentualne braki. Skrótowość tego typu streszczeń powoduje, źe automatycznie dopowiadamy sobie w głowie resztę. W treatmencie tego nie ma. Wszystko co najważniejsze w twojej historii musi się tutaj znaleźć. Tak samo jeśli mamy jakieś problemy – jeśli któryś wątek nie działa, nie jest czytelny, na poziomie treatmentu, nie będzie funkcjonował również w scenariuszu.

Treatment to również ostatnia szansa na, w miarę, bezpieczne eksperymentowanie. To tutaj możemy jeszcze wywrócić naszą opowieść do góry nogami i przyjrzeć się skutkom. Zmiana narracji, struktury, głównego bohatera, przesłania, to wszystko może się wydarzyć i kosztować nas stosunkowo niewiele. Łatwiej pisać kilka wersji 10 stron niż kilka wersji 90 stron… Im więcej pracy wykonamy przed rozpoczęciem pisania scenariusza tym mniej kłopotów i frustracji przyniesie mierzenie się z tworzeniem kolejnych scen.

 

Co powinniśmy wiedzieć pisząc treatment?

Technicznie rzecz biorąc treatment jest nieskomplikowanym tekstem, do stworzenia którego potrzebna jest tylko doskonała znajomość własnej historii. Jednak ten wydawałoby się oczywisty warunek wcale nie jest taki prosty. Oczywiście wszystko zależy ile czasu poświęciło się na budowaniu drabinki, tworzeniu kolejnych wersji synopsisów, kreowaniu i poznawaniu swoich bohaterów, ale i tak nasze „dziecko” potrafi nas zaskoczyć. Czasami wychodzą braki fabularne, czasami nadmiar materiału nie daje się upchnąć w odpowiedniej formie. Raz wątki są nierównomiernie rozłożone, raz wychodzą problemy z prowadzeniem przemiany bohatera. Przystępując do tworzenia treatmentu musimy być doskonale przygotowani, pewni dokonanych wyborów, a następnie zmierzyć się z problemami, które treatment przed nami odsłoni.

Warto myśleć o treatmencie jako o kompletnym, łatwym do przyswojenia i ciekawym przewodniku po naszej fabule, prezentującym wszystkie zalety naszej opowieści, w taki sposób, by wzbudzać zainteresowanie i pytanie „ciekawe co będzie dalej” w każdym czytającym.

Każdy sposób by to osiągnąć jest dobry. Nie ma jednej złotej recepty. Tylu ilu scenarzystów tyle różnych wersji treatmentów. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że bardzo mało treatmentów jest dostępnych w domenie publicznej (w przeciwieństwie do samych scenariuszy), przez to trudno uczyć się na przykładach innych. Poniżej, by zwrócić uwagę na kilka istotnych elementów, posłużę się własnym przykładem.

 

  1. Imię i nazwisko – bądźmy dumni z własnej pracy. Zawsze należy podpisywać swoje teksty!
  2. Tytuł – oczywista oczywistość.
  3. Treatment – często składamy wiele różnych dokumentów – synopsis, opis bohaterów, zarys sezonu, eksplikacja autora. Dobrze jest na samym początku dać znać czytającemu z czym ma do czynienia.
  4. Cytat – to oczywiście nie jest nic obligatoryjnego. Uznałem, że ten fragment odpowiednio lokuje klimat mojej opowieści, wprowadza czytelnika na właściwy trop. Dodatkowo dobrze kontrastuje ze sceną otwierającą.
  5. Pogrubienia – treatment to kilkanaście stron litego tekstu. Dla komfortu czytającego warto od czasu do czasu wprowadzać jakieś urozmaicenia. Do takich zaliczam pogrubienia, stosowane przeze mnie na początkach akapitów. Bolduję również pojawiające się pierwszy raz kluczowe postacie oraz wyjątkowo ważne kwestie.
  6. Postacie – zawsze podaję wiek kluczowych postaci, ich debiutanckie pojawienie się podkreślam dużymi literami (i często pogrubieniem). Zdarza mi się również dodać króciutki opis charakteryzujący danego bohatera. Ale ani w scenariuszu, ani w treatmencie nie lubię rozbudowanych opisów. Bohaterowie powinni się tworzyć poprzez działanie, a nie być odgórnie, z marszu definiowani.
  7. Scena otwierająca – tak jak widzowie w ciągu kilku pierwszych minut seansu decydują czy całość jest warte ich czasu, tak czytający treatmenty mają najwięcej cierpliwości i ciekawości dla nas przy pierwszej stronie. Dlatego scenę otwierającą opisuję bardziej szczegółowo niż pozostałe. To ona ma „kupić” zainteresowanie i przychylność czytającego.
  8. Wyrazy dźwiękonaśladowcze – natknąłem się na ich zastosowanie w kilku czytanych tekstach i dobrze wpływały na odbiór dynamiki przedstawianych wydarzeń. Od czasu do czasu też z nich korzystam.
  9. Akapity – dla wygody czytającego dobrze jest oddzielać od siebie istotne segmenty wydarzeń.
  10. Numery stron – nie wymaga komentarza.

 

Jak piszą inni?

Tak jak zapis scenariusza powinien prezentować nasz indywidualny sposób pisania, tak i treatment daje możliwość pokazania naszego podejścia do opowiadania historii. Widać to mocno w dostępnych w internecie tekstów uznanych autorów. Poniżej kilka przykładów:

  • Terry Rossio (scenarzysta m.in. „Aladyna”, „Godzilli”, „Maski Zorro”, „Shreka” i „Piratów z Karaibów”) na swoim blogu podzielił się przemyśleniami na temat tworzenia treatmentu i własnymi przykładami. Zachęcam do zapoznania się z tym tekstem tutaj.

 

  • W zamierzchłych, przednolanowskich, czasach Andy i Lary Wachowscy walczyli o realizację projektu „Batman Year One”. Ich treatment jest krótki i konkretny (do przeczytania tutaj).

 

  • Z kolei Simon Kinberg opowiadając o „Pani i Panu Smith” prezentuje zdecydowanie bardziej precyzyjny opis (jest on dostępny w tym miejscu).

 

  • Bardzo podoba mi się treatment „Moje własne Idaho” autorstwa Gusa Van Santa. Zarówno treściowo jak i wizualnie trafia to do mnie, jako czytelnika. Sprawdźcie sami tutaj.

 

  • No i smaczek na koniec. Wiedzieliście, że James Cameron chciał robić Spider-Mana? Z jego bardzo szczegółową wizją możecie poobcować w tym miejscu.

 

Pisanie treatmentu to praca!

A za pracę należy się wynagrodzenie.

Tak jak wspomniałem wyżej, warto jest pisać treatmenty na własne potrzeby, by rozwijać swój warsztat i poprawiać tworzoną opowieść. Jeśli jednak to producent prosi o was o tego typu tekst, to walczcie o stosowne wynagrodzenie. Jest to nie tylko istotne ze względów czysto materialnych, ale także jest to wyraz szacunku do pracy scenarzysty i miernik prawdziwego zainteresowania danego producenta. Jestem przekonany, że każdy profesjonalny producent jest w stanie ocenić na bazie synopsisu i rozmowy ze scenarzystą czy dana historia ma dla niego odpowiednio duży potencjał. Jeśli ma, to nie będzie miał oporów przed inwestycją w treatment. Jeśli nie ma, to po co to dalej ciągnąć? Szkoda czasu i pracy obu stron.

Niech się pisze!

 

W ramach cyklu Niezbędnik Scenarzysty do tej pory ukazały się następujące artykuły:

  1. Drabinka scenariuszowa, czyli najważniejsze narzędzie scenarzysty
  2. Jak napisać intrygujący logline?
  3. Synopsis – wszystko co warto wiedzieć
  4. One Pager – wizytówka twojego scenariusza