Zendaya reżyserowana przez Guadagnino. Tak pewnie brzmiał najkrótszy pitching na świecie, który sprzedawał ten projekt. Biorąc pod uwagę obecny status obojga, każdy, komu po drodze z X muzą, był zainteresowany efektami ich współpracy. I rzeczywiście, rozbudzone oczekiwania zostały zaspokojone. „Challengers” już od pierwszej sceny dostarczają dużo energii i emocji w odpowiednim rytmie, skutecznie prowokując do interesujących rozmów po seansie. Zapraszam na analizę pierwszych minut tego uderzającego do głowy koktajlu.
Co analizuję?
Jak debiutować, to właśnie tak! „Challengers” to pierwsza rzecz jaką napisał scenarzysta Justin Kuritzkes, która została przeniesiona na ekran. Wcześniej tworzył sztuki teatralne, ma na koncie jedną książkę („Famous People”) i klika viralowych filmików na YouTube. Żadnego filmu, odcinka serialu czy chociażby studenckiego shorta.
Gdy jednak podczas oglądania Sereny Williams na US Open w 2018 roku zauważył, że zawodniczka nie może rozmawiać ze swoim trenerem zadał sobie pytanie:
Pierwsze ujęcie
Następne trzy ujęcia to mocne zbliżenia trójki głównych bohaterów – Arta, Patricka i Tashi. Widać na ich twarzach zmęczenie (Art i Patrick), zawziętość (Patrick i Tashi) oraz wściekłość (Tashi). Otrzymujemy w ten sposób sugestię, że ci bohaterowie są kluczowi dla tej historii i, że stworzą emocjonalny trójkąt oparty na rywalizacji. Cały ten początek przypomina rozstawianie pionków na szachownicy i jest „teaserem” konkretnej już, pełnej pierwszej sceny.
Pierwsza kwestia
Nim padnie pierwsza kwestia widzimy establiszowe ujęcie miasta podpisane „New Rochelle, New York, 4 sierpnia 2019, 18.00”. Czyli od samego początku twórcy zwracają naszą uwagę na miejsce i czas akcji. Uprzedzają nas, że w tej opowieści te dwa elementy odgrywają istotną rolę.
Również pierwsza kwestia jest wykorzystana do zakorzenienia widza w konkretnym wydarzeniu, konkretnym momencie, z udziałem konkretnych bohaterów.
SĘDZIA
Panie i panowie, mecz finałowy rozgrywamy do dwóch zwycięskich setów. Na prawo Patrick Zweig. Na lewo Art Donaldson.
Otrzymujemy prostą informację o zasadzie wyłonienia zwycięzcy tego pojedynku oraz zostają przedstawieni dwaj główni bohaterowie. Co ważne, nie tylko poznajemy ich imiona i nazwiska, ale też zostaje nam zasugerowany ich status poprzez wykorzystanie reakcji publiczności – Patrick jest witany niemrawymi, grzecznościowymi oklaskami, z kolei Art wywołuje falę kibicowskiego entuzjazmu. Już wiemy o nich coś więcej!
Konflikt
Sport jest wdzięcznym tematem filmowym, ponieważ w jego naturę wpisany jest oczywisty, bezpośredni konflikt, a więc coś niezbędnego do stworzenia interesującej opowieści. Korzystają z tego również twórcy „Challengers” umieszczając akcję w świecie tenisa. Fakt, że pierwsza scena rozgrywa się na korcie potwierdza, że sportowa rywalizacja i wynikający z nich konflikt jest istotnym elementem całego filmu.
Warto też zwrócić uwagę na ten mniej oczywisty konflikt występujący w tej scenie. W wymianie spojrzeń między Patrickiem, Artem i Tashi jest zawarty silny ładunek emocjonalny, który zwiastuje tętniący podskórnie konflikt. Oglądający to widz nie ma żadnych wątpliwości, że między tą trójką dzieje się coś znacznie większego niż rywalizacja o zwycięstwo w New Rochelle Phil’s Tire Town Challenger.
Punkt zwrotny
W pierwszej scenie mamy jeden punkt zwrotny, za to bardzo wyraźny i mocno rozbudowany. W historię wprowadza nas spokojny, doniosły, prawie że anielski chór dziecięcy z Toronto śpiewający „Sound the Trumpet”.
Utworowi towarzyszą sielskie obrazki New Rochelle i równie mało ekscytujące kadry z turnieju, który scenarzysta Justin Kuritzkes charakteryzuje następująco:
This is the PHIL’S TIRE TOEN CHALLENGER, an ATP 80 professional tennis event, close to the lowest level of tournament on the men’s tour.
On every available surface, there are banners with the name of the local chain of auto shops that is sponsoring this event; out in the parking lot, a guy selling MERCH with Art’s personalized logo; for the first time in its history, the event is being covered by the LOCAL NEWS and by ESPN.
I kiedy już ten spokój i sielskość skutecznie uśpiły naszą widzowską czujność wjeżdżają Trent Reznor i Atticus Ross z ich tytułowym utworem. Jaka zmiana! Już sama muzyka informuje nas, że następuje tutaj punkt zwrotny! Ale jeszcze ważniejszy jest obraz. Kamera traci zainteresowanie grającymi i skupia się na Tashi. Wyławia ją spośród widzów i wprowadza do tej historii. Przykuwa naszą uwagę. Szybko orientujemy się, że to na kogo ona patrzy i jak patrzy jest w tej historii kluczowe.
I właśnie sekwencja wymiany spojrzeń między trójką bohaterów jest tutaj rzeczywistym punktem zwrotnym. To właśnie tutaj zawiera się poniższe zdanie ze scenariusza:
…But you wouldn’t know it looking at Art, Patrick and Tashi’s faces: they all have a focus that feels as if were about something much more than tennis.
Czego dowiadujemy się o głównym bohaterze?
Kto jest głównym bohaterem „Challengers”? Zapewne próba odpowiedzi na to pytanie mogłaby przypominać filozoficzne rozważania na temat tego czy pierwsza była kura czy jajko. Każdy z rogów utworzonego tutaj trójkąta jest niezbędny do opowiedzenia tej historii, więc przyjrzyjmy się każdemu z nich.
Pierwszy na ekranie (zarówno w intro przed logo MGM, jak i we właściwej scenie) pojawia się Art Donaldson. Czego się o nim dowiadujemy:
- Jest popularny, ma wielu entuzjastycznych kibiców;
- Jest dobrze ubrany, ma strój sygnowany swoimi inicjałami, sprawia wrażenie profesjonalnego, wysoko notowanego tenisisty;
- „Delikatny” wygląd i precyzja ruchów sprawiają wrażenie, że kluczowym elementem jego gry jest technika;
- Plastry wystające spod koszulki sugerują problemy zdrowotne – obecne lub niedawne;
- Jest w emocjonalnej relacji z Tashi. Jeszcze nie jesteśmy w stanie dokładnie określić rodzaju tej relacji, ale widzimy, że nie podoba mu się jak Patrick na nią patrzy i jak ona patrzy na niego.
Być może to co widzimy na ekranie nie do końca oddaje scenariuszową charakterystykę…
ART DONALDSON,(…), is the biggest star in men’s tennis that the U.S. has seen in a generation.
… Ale do tego wykorzystane jest kilka następnych scen. Tutaj dostajemy dostatecznie dużo, by wykreować obraz kogoś skrajnie różnego od jego przeciwnika – Patricka Zweiga, który z kolei:
- Jest witany przez kibiców dość spokojnie, grzecznościowo, widać, że nie wzbudza entuzjazmu. Pewnie większość na trybunach po raz pierwszy słyszy jego nazwisko;
- Wygląda jakby na tym korcie znalazł się przez przypadek, jak zarośnięty turysta, który między jednym piwem, a drugim, postanowił trochę pobiegać za piłką. Każdy element garderoby jest od innego producenta, żadnego loga, sponsora, podniszczone buty. Obraz nędzy i rozpaczy.
- Jego sposób poruszania się, mimika, gestykulacja, nie ma tutaj powtarzalności i przewidywalności jak w przypadku Arta;
- „Dziki” wygląd i solidna muskulatura sprawiają wrażenie, że kluczowym elementem jego gry jest siła;
- Jest w emocjonalnej relacji z Tashi. Jeszcze nie wiemy, czy jest to tylko rodzaj zagrywki, by wyprowadzić rywala z równowagi czy kryje się za tym coś więcej, ale czujemy, że coś się tutaj dzieje.
Wizerunek Patricka bardzo dobrze oddaje opis zawarty w scenariuszu:
PATRICK ZWEIG,(…), ranked 201 in the world, has the face of a man who’s been beaten down by this sport one too many times.
Jako ostatnia na ekranie pojawia się Tashi Donaldson. Co te kilkadziesiąt sekund mówi nam o niej?
- Emanuje pewnością siebie, od razu czujemy, że jest to osoba ponadprzeciętna, jest w niej coś gwiazdorskiego;
- Jest indywidualistką, która patrzy na tenisa (na świat?) po swojemu. Skąd taki wniosek? Kiedy kamera „najeżdża” na nią, początkowo, tak jak wszyscy, podąża wzrokiem (i głową) za piłką, jednak po chwili łamie rytm i patrzy inaczej niż pozostali widzowie, by na końcu skupić się tylko i wyłącznie na Arcie. Fantastyczny zabieg reżysersko-operatorski, który w prosty, ale bardzo wizualny sposób przekazuje coś znaczącego o bohaterce;
- Nie podoba jej się to co widzi, nie lubi przegrywać, martwi się o Arta;
- Jest w emocjonalnej relacji zarówno z Artem jak i Patrickiem. Jeszcze nie wiemy, co między tą trójką zaszło, co dokładnie ich łączy, ale czujemy, że chodzi o coś więcej niż zwycięstwo w turnieju, szklaną statuetkę antropomorficznej opony i 7200 dolarów nagrody.
Co ciekawe Tashi w scenariuszu została scharakteryzowana w absolutnie minimalnym stopniu:
TASHI DONALDSON, 33, Black, a former player, (…), Art’s wife and also his head coach.
Skromnie, prawda?
Wpływ na resztę filmu
Pamiętacie początek „Breaking Bad”? Oczywiście, każdy pamięta. By wzbudzić zainteresowanie widzów Vince Gilligan wyciągnął widowiskową scenę z kulminacji pierwszego odcinka i wsadził ją na początek, tworząc prolog.
Chociaż oglądając za pierwszym razem otwarcie „Challengers” nie jesteśmy tego do końca świadomi, to twórcy filmu zastosowali dokładnie ten sam manewr. To co jest początkiem tej historii, jest równocześnie jej kulminacją. Ale abyśmy mogli zrozumieć emocje towarzyszące bohaterom i stawkę o jaką toczy się gra, musimy zobaczyć cały film.
Tego typu zabieg, stosowany umiejętnie, jest bardzo potężnym narzędziem do skutecznego oddziaływania na widzów.
Ton opowieści
Co zwiastuje nam pierwsza scena? Przełamywanie schematów i oczekiwań. Zaczyna się od spokojnych, establiszowych ujęć, okraszonych chóralnym, majestatycznym śpiewem (jako zwiastun spokojnego nastroju i powolnej narracji chór został wykorzystany na przykład w „Przesileniu zimowym” i tam złożona obietnica została dotrzymana – tempo z pierwszych ujęć „rozlewa się” na cały film). Później mamy rozgrywkę tenisową pokazaną w tradycyjny, telewizyjny sposób. I kiedy już do tego przywykamy… BACH!
Wjeżdżają oni! Do tego kamera porzuca graczy i robi „najazd” na Tashi. Wchodzą spojrzenia, emocje, podteksty. Razem składa się to na jasny przekaz dla widza: to nie jest to co myślisz. Zostaniesz zaskoczony. Bądź czujny.
Fajne!
Nie tylko co, ale i jak
Historia stara jak świat. On, ona i ten trzeci. Miłość, przyjaźń, rywalizacja, zdrada, lojalność. Trójkąt miłosno-emocjonalny. Mnóstwo historii zostało opartych na tym schemacie. Ale Luca Guadagnino, Justin Kuritzkes i spółka po raz kolejny udowadniają, że nie tyle jest ważne co opowiadamy, ale jak. I chociaż wszystko już w kinie było, to nie przeszkadza to w stworzeniu oryginalnej opowieści, jeśli umiejętnie i skutecznie nasycimy popularne schematy własnymi doświadczeniami, emocjami i spojrzeniem na świat.
Pierwsza scena
Dotychczas w ramach cyklu Pierwsza scena pojawiły się następujące analizy: